Agnieszka |
Wysłany: Wto 10:17, 28 Kwi 2009 Temat postu: Mieszkają w Warszawie, ale podatki płacą poza nią... |
|
Mieszkają w Warszawie, ale podatki płacą poza nią. "Podatkowi uciekinierzy" to prawdziwa plaga stołecznych dzielnic, bo każda z nich co roku traci co najmniej kilka milionów złotych.
Mieszkam tu, płacę tam. - Podatek PIT płacąw swoim rodzinnym mieście.. Niezameldowani w Warszawie mieszkańcy podatki płacą najczęściej w miastach, z których pochodzą. Takich osób może być nawet kilkadziesiąt tysięcy. A przez to Warszawa sporo traci. - To jest kwota nawet kilkuset milionów złotych, która mogłaby wpływać do budżetu miasta, a nie wpływa - tłumaczy rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk.
Straty miliardów złotych. W tym roku szacunkowy dochód z podatków może w stolicy wynieść prawie 4 mld złotych. Ale tych pieniędzy mogło by być znacznie więcej i to aż o prawie miliard. Takie pieniądze można by przeznaczyć na inwestycje, choćby takie, jak budowa mostu Północnego. Wystarczy tylko, że wszyscy rozliczą się w Warszawie. A do tego wcale nie trzeba mieć stołecznego meldunku.
- Dla rozliczenia z podatku dochodowego od osób fizycznych nie jest istotne miejsce zameldowania, a miejsce zamieszkania, więc sam fakt nieposiadania meldunku w Warszawie nie przesądza, że nie można się rozliczać w Warszawie -
Dzielnice postanowiły działać. Pierwszy był Burmistrz Ursusa, który wpadł na pomysł, żeby w dzielnicy rozwiesić plakaty informujące, że podatki w Warszawie mogą płacić również osoby niezameldowane w tym mieście.
Pamiętacie, że był to jeden z argumentów UD na spotkaniu, o którym pisała Dagmara.
Od strony technicznej jest to bardzo proste. Nie ma się czego bać Druk NIP-3, przekazujący podatek gminie, w której mieszkamy, to tylko kilka rubryk do wypełnienia. To trwa tylko chwilę, ale ta chwila i rozliczenie się w Warszawie może sprawić, że nam wszystkim mieszkańcom tego miasta będzie żyło się lepiej.
Pozdrawiam, |
|
Agnieszka |
Wysłany: Wto 10:10, 28 Kwi 2009 Temat postu: Płać podatki tam gdzie mieszkasz, czyli w Warszawie |
|
Obiecałam już jakiś czas temu, że umieszczę informację odnośnie płacenia podatków w Warszawie. Dotyczy to wszystkich tych, którzy są tzw. ludnością napływową i tworzą nowe pokolenia mieszkańców Warszawy..
Szczegóły za moment a na początek mały wywiad z mieszkańcem Wałbrzycha. Wywiad wzbudził dużo emocji na forum gazety. A jak będzie u nas?
Mieszkam w Warszawie, podatki płacę w Wałbrzychu
Rozmawiał Wojciech Tymowski 2008-12-19, ostatnia aktualizacja 2008-12-19 17:06:29.0
To, co robię, nie jest antywarszawskie. Po prostu wspieram miasto, z którym czuję się związany i które radzi sobie o wiele gorzej niż Warszawa.
Wojciech Tymowski: Mieszka pan w Warszawie już 2,5 roku, kupił pan mieszkanie, ale wciąż pan się tu nie zameldował.
Andrzej Szymczak*: I nie zamierzam.
Dlaczego?
- Częściowo chyba z wygody. W ciągu trzech lat cztery razy zmieniałem adres zamieszkania, w tym trzy razy w Warszawie. Za każdym razem musiałbym iść przemeldowywać się do urzędu. Za każdym razem czekałaby mnie wymiana dowodu, prawa jazdy, zawiadomienie urzędu skarbowego, WKU, zmiany danych w bankach, różnych dokumentach, tam gdzie płacę rachunki. Straciłbym pieniądze na opłaty i mnóstwo czasu.
Przeczytaj także: Szczęśliwa lesbijka w Warszawie
Ale może jednak powinien pan się zameldować się w Warszawie.
- Ale po co?
Część pana podatków szłaby do kasy miasta, z którego pan codziennie korzysta.
- Nie korzystam z tego miasta za darmo. Płacę za śmieci, ścieki, wodę - to w czynszu. Za komunikację miejska płacę, bo kupuję bilety.
Tak jak inni mieszkańcy Warszawy, którzy jednak odprowadzają do miejskiej kasy część swoich podatków.
- Ja też odprowadzam do kasy miejskiej, tylko do Wałbrzycha. Tam się wychowałem, tam mieszka moja rodzina, z tym miastem czuję się związany. Wciąż jest tam parę rzeczy, które lubię, np. bardzo dobry Teatr Dramatyczny, gdzie - ciekawostka - grała Renata Dancewicz. Kiedy przyjeżdżam do domu, chodzę tam na przedstawienie. Kultura tworzona w takim miejscu ma inny urok niż warszawskie spektakle - nie lepszy, nie gorszy, inny.
Wobec Warszawy nie ma pan zobowiązań?
- Wspieram Warszawę tysiącem rzeczy. Robię tu zakupy, wydaję na fryzjera, dentystę, płacę za wejścia do klubów, za paliwo. Gdyby mnie tu nie było, tak samo jak setek tysięcy innych przyjezdnych, miejskie biznesy miałyby mniejsze zyski, na skutek czego wpływy do kasy miejskiej w postaci podatków i innych opłat lokalnych byłyby mniejsze.
Pana znajomi, którzy przyjechali do Warszawy, też nie płacą tu podatków?
- Pewnie tak, bo przeważnie nie są zameldowani w stolicy. Ale nie uważam, że to jakiś problem. Nie słyszałem, żeby ktoś mówił, że skoro się tu nie zameldowaliśmy i nie płacimy podatków, to robimy coś nie fair.
Przeczytaj także: Gdy wyjadę, tęsknię za Warszawą
Rdzenni warszawiacy nie mają pretensji?
- Przecież moje działanie nie jest przeciwko Warszawie, raczej pro Wałbrzychowi. Po prostu wspieram miasto, z którym czuję się związany i które radzi sobie o wiele gorzej niż Warszawa.
Rozmawiał pan o tym kiedyś z warszawiakami?
- Nie. Większość czasu spędzam chyba wśród przyjezdnych. Tam, gdzie pracuję, jest mnóstwo napływowych. Weźmy mój dział - wyliczam, skąd kto jest: Wałbrzych, Gliwice, Olsztyn, Warszawa, Warszawa, Dzierżoniów, Warszawa, Poznań. Wychodzi, że nawet większość z nas jest spoza Warszawy.
Nie czujecie się w Warszawie obco?
- Wcale. Pracujemy akurat w Warszawie, ale korporacja jest międzynarodowa. Nasz programista mieszka w Indiach, tzn. tam jest firma, do której autsorsujemy część pracy, konsultantka - w Wielkiej Brytanii, mój współpracownik przy obecnym projekcie - w Manili na Filipinach, a bezpośredniego zwierzchnika mam we Frankfurcie.
To już lepiej wróćmy do Wałbrzycha.
- Musiałem stamtąd wyjechać, choć czuję się związany z tym miastem. Wałbrzych nie dawał mi możliwości rozwoju. To miasto nadal nie wykorzystuje swoich szans. A mogłoby się rozwijać, bo ma potencjał i na to zasługuje. Staram się jakąś drobną cząstką w tym pomagać. Kiedy rejestrowałem działalność gospodarczą, to też zrobiłem to w Wałbrzychu, chociaż już wtedy byłem w Warszawie.
Chce się pan stąd wyprowadzić?
- W bliskiej perspektywie nie. W dalszej tak. Do Nowego Sącza, gdzie studiowałem w Wyższej Szkole Biznesu - National-Louis University. To bardzo szczególne miejsce, 80-tysięczne miasto, w którym są trzy uczelnie i tysiące studentów. I nikt nie narzeka, że oni zjeżdżają z całego kraju. Dzięki nim miasto żyje. Powstały kluby, restauracje, komunikacja miejska dokupuje tabor, ludzie wynajmują studentom mieszkania. Warszawiacy też zarabiają na wynajmowaniu mieszkań przyjezdnym. A czy płacą z tego podatki?
To odbijanie piłeczki?
- Nie, nie o to chodzi. Mogę powtórzyć: wspieram swój Wałbrzych, bo mam do niego sentyment. To, co robię, to nic fanatycznego. Jestem obywatelem, który chce kierować swoje wsparcie świadomie. Tak jak świadomie przekazuję 1 proc. podatku na wybraną fundację.
Nigdy pana podatki nie zasilą warszawskiej kasy?
- Nigdy nie mówię nigdy. Ale uważam, że to powinna być sprawa wolnego wyboru, a nie przymusu meldunkowego. Zresztą takiego przymusu nie powinno być. To relikt przeszłości, który rząd obiecał znieść.
Tak z ręką na sercu - lubi pan Warszawę?
Przeczytaj także: 10 najlepszych piosenek o Warszawie
- Lubię. Naprawdę. Podoba mi się rozmach, różnorodność, możliwości. Nawet Pałac Kultury jakoś mi się podoba. Oczywiście Warszawa ma też swoją złą stronę - to miasto logistycznie męczące. Ważne i atrakcyjne miejsca są tu bardzo rozrzucone i przemieszczanie się z jednego do drugiego to duża starta czasu i nerwów. Korki w tym mieście to coś koszmarnego.
*Andrzej Szymczak - menedżer konsultingu IT w międzynarodowej korporacji
Rozmawiał Wojciech Tymowski
--------------------------------------------------------------------------------
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA
-------------------------------------------------------------------------------- |
|